Wolna niedziela - wiadomo już w sobotę .
Tak więc parę telefonów i jesteśmy z Predatorem umówieni na Świder.
Głównie ze względu na to że prawie pod nosem mamy.
Spotykamy sie późno bo Predator prościutko ze Skierniewic bodajże z jakiegoś zlotu survivalistów przyjeżdża.
Rozstawiamy samochody i na wodę .
Świder lajtowy jest więc mijamy kilkanaście kajaków bo już pierwsze wypożyczalnie zaczynają wypuszczać chętnych do kąpieli, mijamy kilka zwałek i w sumie trzy bystrza. Tylko jedno jest takie nieco bardziej niebezpieczne bo cały nurt wody wali prościutko w ustawiony na pion kawał betonowego bloku. Odbijamy się burtą - walnięcie - i już jesteśmy na spokojnej wodzie.
Mnie zaczyna kręcić jak cholera, mówię - Wiesz co Dawid chyba mi na bystrzu skeg zabrało.
Ale oglądam się a sznurek od skega wyciągnięty.
Przez chwilę pomroczność jasna działała ale w końcu mgła umysłowa się rozwiała i zatrybiłem.
Jak walnąłem w ten blok betonowy burta to pewnie kuleczka od linki ze skegiem wlazła pomiędzy kajak a beton i jak szarpnęło to mi skeg samoczynnie wyciągnęło.
A szarpnęło solidnie bo długi czas się mocowałem żeby linkę z knagi samozaciskowej wyrwać.
A potem to już płynęliśmy po płyciznach leniwie szurając dnem o dno co jakiś czas.
w końcu po 3 godzinach wiosłowania i przepłynięciu całych 20 km dopływamy do mety.
Wpada do nas Słoneczko, zawozi mnie po samochód i za chwilę wracamy na metę a przez ten czas Dawid naszykował już ognisko.
Rozpalamy, pieczemy jemy, gadamy - no - jak to przy ognisku bywa
Niestety nic co piękne nie trwa wiecznie więc w końcu pakujemy klamoty i kajaki na dach , żegnamy sie i do domu.
I to byłoby na tyle.
Tu macie kilka zdjęć bo z telefonu a na wodzie to tak słabo trochę nie wodoodpornym telefonem zdjęcia robić
https://photos.app.goo.gl/TmW9HDRPkkCmcNBp9Następne wypady dopiero w lipcu
Oczywiście nie liczę Odrapki bo tam obecność obowiązkowa