Witam. Od niedawna cieszę się swoim kajakiem wędkarskim (sit on top). Wszystko jest ok, musiałem się z nim oswoić przy przy pierwszym pływaniu i łowieniu. Ogólnie super sprawa i taki sprzęt ma wiele zalet ale też minusów.
Jeden minus to takie trochę mokre pływanie, mam sporo wody w kokpicie z wioseł i nogi mokre od kolan po czubki palców. To jednak można rozwiązać choćby odpowiednimi ciuchami, trochę poprawić technikę wiosłowania etc.
Drugi i większy problem to ból końca pleców tak nw. od kości ogonowej do połowy pośladków, wszystko jest ok przez pierwsze 1-1,5 godziny, po dwóch zaczyna się już robić nieciekawie a potem to już męczarnia. Pozycji jak za bardzo zmienić się nie da, mogę ewentualnie bardziej podgiąć nogi lub usiąść na tzw turka, ulga jest tylko na chwile. Po maksymalnie dwóch godzinach z górką za każdym razem muszę się z bólem ewakuować na brzeg i nie zawsze blisko bo pływam po jeziorach.
Po dopłynięciu do brzegu i wyprostowaniu czterech liter ból ustaje ale po powrocie do kajaka pojawia się już po kilkunastu minutach i nasila się coraz szybciej, kolokwialnie rzecz ujmując dupsko mi drętwieje
uniemożliwiając łowienie i przemieszczanie się. Nawet po powrocie do domu nadal czuję ból, a nawet na drugi dzień.
Oparcie w kajaku mam ustawione do pionu, siedzę wyprostowany, nogi lekko ugięte, stopy na ostatniej podpórce
,jestem dość wysoki 186cm. Kombinowałem z karimatą pod siedzenie i też nie pomaga, podłożyłem grubą na 10cm twarda piankę i było tylko trochę lepiej, ale za to stabilność fatalnie się zmieniła więc nie tędy droga.
Ludziska powiedzcie mi ja Wy siedzicie w tych kajakach całymi dniami ze was d..py nie bolą
Co robię nie tak.