No cóż - albo zapierniczam w weekendy albo mamy jakieś imprezy rodzinne albo wyrywam się w Polskę, więc ostatnio czasu mocno brakuje.
Nawet nie mam kiedy kompa odpalić a z telefonu pisać postów nienawidzę.
Ale Adam mnie zmobilizował
więc muszę coś niecoś i ja od siebie skrobnąć.
Jako ze Tedzio zapowiedział że On robi film i pisać nie będzie, wypada na mnie
Zaczęło się jeszcze na Drawie gdzie spływalismy w świetnym towarzystwie czyli Sharany, Ewa , Janusz i Tedzio.
Wtedy padło hasło - długi sierpniowy weekend.
W sumie to ja rzuciłem propozycję bo od dłuższego czasu szykuję się na Narew.
A więc mówię - Tedziu - a może w sierpniu Narew ???
Ted stwierdził że w sumie ..... ale tylko górna Narew bo środkowa i dolna była opływana i jakoś Go nie ciągnie.
Nieco później dostaję telefon - Lechu a może Wda.
Jak dla mnie bomba.
Dzięki naszemu ulubionemu Krzyżakowi - czyli Sylwusiowi
udało mi sie spłynąć kawałek Wdą i rzeka na prawdę godna polecenia.
Co prawda my wtedy płynęliśmy ostatnie 60 km od Błędna do Świecia oczywiście wpływając na chwilkę na Wisłę
Po szybkich dyskusjach wraz z Tedem i Adamem ustalamy że robimy Wdę
Jako że długi weekend to z Tedem postanawiamy go jeszcze nieco przedłużyć o poniedziałek co by w drodze powrotnej nie stać w potwornych korkach.
Do pomysłu przychylił sie jeszcze Janusz i Ewa ale ponieważ mieli spotkanie kajakarzy na campingu w Żurze to Janusz obiecał nam zapewnić na miejscu logistykę
- za co im ogromne dzięki bo to nam sytuację mocno wyprostowało.
I tak w końcu w środę mieliśmy po południu ( po robocie ) startować i jechać w Polskę.
Ted z Adamem opracowali wypad pod względem trasy, kilometrówki i przeszkód.
Ale nauczony Drawskim doświadczeniem i ja nawet nieco zerknąłem w miarę moich skromnych możliwości czasowych.
Nastała środa. Do roboty pojechałem już spakowany i przygotowany z kajakami na dachu.
Ja swoją furą a Młody ( miał nieco później skończyć robotę ) swoją.
Dojechaliśmy a tam leje.......
Nie ma roboty za bardzo.
Zrobiliśmy co mogliśmy przy takiej aurze i szybka decyzja - spadamy.
Powiadomiłem Teda żeby do mnie do roboty nie jechał bo jadę do Ząbek - przynajmniej się przebiorę i ogarnę
Jako ze Ted przed wyjazdem namawiał na małe zwiedzanie zabytków po drodze, to oczywiście pokazały się możliwości czasowe żeby sobie nieco po zamkach Krzyżackich połazić.
I tak własnie jedziemy do naszego pierwszego zamku - ruiny zamku w Radzyniu Chełmińskim.
- No powiem Wam że byłem pod wrażeniem. Było na co popatrzyć choć to tylko ruiny - marne resztki.
Ale ten zamek należał do jednego z ważniejszych i większych zamków w tamtym rejonie.
Bilety ??? owszem, ale tanie jak barszcz. bodajże 8 zł od łba.
Przechodzimy przez bramę i po małym instruktażu co i jak zwiedzać rozpoczynamy naszą małą przygodę z historią.
Do zwiedzania mamy dziedziniec, piwnice ( takie prawie lochy
) katedrę oraz dwie wieże zamkowe.
No i oczywiście sporo korytarzy dookoła katedry
Zdecydowanie warto było tam pojechać - bardzo fajnie spędzony czas.
Smaczku dodawało to że w tych ruinach kręcono serial Pan Samochodzik i Templariusze.
Jeśli ktoś jest tak stary jak mech w stuletnim lesie - czyli jak ja, to na tym serialu się między innymi wychowywał oraz na książkach Zbigniewa Nienackiego w/g której to ten serial nakręcono.
Na potrzeby serialu wydrapano tam własnie dwa znaki Templariuszy które są małą atrakcją dla zwiedzających.
Apropo - muszę sobie znów obejrzeć ten mini serial i tym razem spojrzę na niego z nieco innej perspektywy
Jako ciekawostkę to Powiem Wam jeszcze że łażąc po loszku zobaczyłem sobie takie krzesło nabite gwoździami w celu torturowania nieszczęśników na nim zasiadających.
Dotykam delikatnie ręką żeby się nie skaleczyć ale o dziwo wszystkie czubki ładnie zaokrąglone.
Przyszło mi na myśl że to może specjalnie żeby jakiegoś odtwórcę posadzić więc i ja szybciutko zasiadłem na tym tronie.
łapki przykładnie przełożyłem przez dyby, rozparłem się wygodnie i kontempluję otoczenie wyławiając szczegóły z półmroku.
Nagle słyszę jakieś szuranie - myślę sobie Ted wchodzi a tu okazuje się że do mojego loszku wpada rodzinka - Matka, córka i ojciec.
Nagle słyszę wrzask ( no może to było tylko głośne sapnięcie
) i Matka z córką siedzą na podłodze pod ścianą i trzymają się za serce
Oglądam się w prawo za siebie - co je tak przestraszyło - może duch jakiś się za mną skrada ale nic - dopiero rechoczący mąż przywraca mi świadomość gdzie jestem i gdzie siedzę - no tak to przeze mnie
Cholera że też moja Gadzina się tak mnie nie boi
Porzuciliśmy Radzyń i udajemy się do Kwidzyna gdzie jest drugi po Malborku największy zamek Krzyżacki w Polsce.
Niestety na nasze nieszczęście dotarliśmy tam nieco po 17 a kasy były czynne tylko do 16,30.
Zamek wygląda imponująco - byłoby co obejrzeć.
Dzięki uprzejmości ochrony zamkowej jesteśmy wpuszczeni na dziedziniec zamkowy i tam możemy sobie nieco pooglądać architektury
Następnie wizyta w Katedrze zamkowej która jest pięknie odrestaurowana i nawet kiedy msze nie są odprawiane to i tak jest tam sporo wiernych
Potem mały obiadek w barze imitującym nieco PRL i prościutko na spotkanie z Ewą i Januszem do Żura.
Janusz zaproponował nam, że wsiądzie z nami i pojedzie do Lipusza ( tam mamy mieć start ).
My sie wypakujemy a On wróci moim samochodem do Żura i my do Nich na Camping dopłyniemy.
Dla mnie bomba.
Do Lipusza dojeżdżamy już wieczorem. Ted ma tu umówioną miejscówkę na nocleg i na start.
Szybko wypakowujemy graty i żegnamy się z Januszem.
Teraz po ciemaku rozstawiamy obozowisko i przy szybko spadającej temperaturze pakujemy się do namiotu.
Ja teraz właśnie zaczynam nierówna walkę z poukładaniem wszystkiego i upchaniem w workach tak żeby mi się do kajaka zmieściło.
Niestety - to akurat nie do końca mam sprawdzone bo tym kajakiem płynę pierwszy raz.
Jest to kajak Reinbow 4,30 czyli jak sama nazwa wskazuje kajak o długości 430 cm.
Polietylen, dość wygodny, i opisywany niby jako morski.
Minusem jest mała pojemność luków oraz małe włazy do tychże luków.
Niemniej jednak kajak wygląda interesująco
No - niby przed wyjazdem wstawiłem go do salonu i nawet sobie film obejrzałem siedząc w kajaku żeby sprawdzić czy mi będzie wygodnie ale z pakowaniem minimalistycznym zawsze miałem problemy
złe nawyki z canoe
Dobra - pakuję te moje klamoty siedząc w namiocie - moim nowym namiocie który zakupiłem w sumie za radą Tedzia. - to ten 2 sekundowy model w wersji fresch składany w kółko o średnicy około 60 cm
Siedzę i pakuję klamoty aż doszedłem do siatki z zakupami - porażka - rozpierniczył mi się serek wiejski i mam wszystko upierdzielone w serku - masakra, a raczej biała masakra
Srajtaśma w rękę i wycieram co mogę .
Pewnie koło północy wyłażę wywalić śmiecie i brrrrrrrrrrr - jak tu zimno, ponuro, wilgotno, ciemno, głodno i do domu daleko
Coś mi świta że chyba będę miał przerąbane
Tym bardziej że nieopatrznie zgodziłem się z Tedem ze musimy jutro skoro świt wyskoczyć bo raz, że mamy spory dystans do zrobienia, dwa że nie znamy akwenu, a trzy i to w sumie zwyciężyło - w Lipuszu jest kilka wypożyczalni a że długi weekend to niechybnie będzie na wodzie spory tłok .
A rzeka wąziutka, to i trzeba wcześniej wyskoczyć żeby nie stanąć w korku na wodzie
Wskakuję zatem z powrotem do namiotu gdzie o dziwo jest zaskakująco ciepło, kończę szybko porządki i kładę się spać.
Niestety noc mija zaskakująco szybko - ledwo oko przymknąłem a już mój telefon głosem koguta drze mordę - wstawaj - pobudka - jest już 4,30
jak już wcześniej pisałem - przerąbane
Wstaję ciemno, otwieram namiot, dalej ciemno a do tego zimno i mokro - przerąbane - ale w sumie ............... to lubię
Cóż robić, wstaję pakuję bambetle, zwijam mokry namiot, upycham klamoty gdzie się da i jak się da a jak trzeba toi kolanem sobie pomogę
O dziwo całkiem sprawnie to idzie i tak mamy jeszcze chwilkę czasu żeby wyskoczyć na spacer i zrobić kilka zdjęć w okolicy
Niemalże punktualnie o 5,30 wodujemy się i rozpoczynamy naszą podróż w nieznane.
Na początku mimo obaw miłe zaskoczenie - jest woda i płynie się całkiem przyjemnie.
Początkowy odcinek to wąska rzeczka zarośnięta trzcinami.
Mijamy po drodze kilka wypożyczalni kajaków - na szczęście pozamykanych ze względu na nienormalną porę dnia - a właściwie to jeszcze nocy
Ale w końcu przyroda oddaje nam z nawiązka to co zabrała w postaci snu.
No tak - z bólem ale muszę Tedziowi przyznać rację - warto było wstać w środku nocy żeby coś takiego zobaczyć
Ani zdjęcia ani film nie odda tego widoku
W zasadzie pierwsze kilometry uciekają nie wiadomo kiedy i jak.
Ba - zaczęło się robić nawet zbyt ciepło bo poubierani byliśmy na starcie jak byśmy Syberię właśnie zwiedzali
Robimy małą pauzę na Jeziorze Schodno i już normalnie ubrani jak na koniec lata przystało płyniemy dalej
Dopływamy do jeziora Słupinko gdzie odbijamy w lewo i kierujemy się Jezioro Radolne i po chwili lądujemy na brzegu pod wieżą widokową gdzie robimy dłuższą przerwę na śniadanie i zwiedzanie. A raczej nie zwiedzanie lecz wejście na wieżę i rzucenie okiem z lotu ptaka na wielki krzyż stworzony z jezior. Wstęp na wieżę po piątaku od łba ale to akurat dobrze wydane 5 zł bo widok jest przepiękny
Kończymy wzrokową wycieczkę po okolicy i zadowoleni złazimy do zaparkowanych na brzegu kajaków.
Ted idzie na zapiekankę a ja wybieram własne wiktuały - co później okazuje się dobrym posunięciem
Posileni spychamy kajaki i płyniemy przez Jezioro Wdzydze mijając po drodze kilka wysp.
Na koniec kibicujemy nieco rozgrywanym właśnie regatom Optymistów, a następnie odnajdujemy dalszą część Wdy i wpływamy do Borska gdzie zaraz mamy krótka przenioskę.
jest wcześnie ale już widać że na wodzie będzie gęsto bo wypożyczalnie podstawiają ciągle nowe przyczepy z kajakami.
Dajemy zatem z Tedem na Wiosła i ostro ciągniemy mijając po drodze dziesiątki kajaków z wypożyczalni.
Sami wiecie jak to jest na wąskiej rzece setka kajaków, w większości nawaleni turyści, no i co drugi to kabina.
Jak by się tam z kamerą ustawić to milion odsłon na YT murowane
A weź takiemu powiedz że wiosło odwrotnie trzyma to jeszcze coś można usłyszeć w odpowiedzi
Piękne tereny ale troszkę tracą przez te setki ludzkich gamoni.
Tempo narzuciłem i po kolei mijamy spływy mając za każdym razem nadzieję że to już koniec.
Niestety za kolejnym zakrętem pojawiają się maruderzy z wcześniejszego spływu więc znów ciśniemy mijając następne kajaki zmieniające się tylko kolorami.
Bardzo fajny odcinek rzeki ale właśnie zapewne dla tego tak dużo spływów tu puszczają
Dzisiejszy etap kończymy mijając zapchane pola biwakowe i szukając w miarę pustego
Znajdujemy takowe na lewym brzegu w Złym Mięsie ( tuż za Czarną Wodą )
Płacimy po 11 złociszy od łba i rozbijamy obozowisko.
Jako że jest w miarę wcześnie to suszymy sobie namioty i śpiwory, robimy żarełko i odpoczywamy
Jutro ma do nas dojechać Adam, tzn, dojechał do Tlenia gdzie zostawił samochód, a z Tlenia przyjechał komunikacją do Czarnej Wody i dopłynie do nas. mamy umówione spotkanie na wodzie o 9 z rana a wiec się wyśpię - w końcu - juchuuuuuu
Z rańca na spokojnie się pakujemy - namiocik wysuszony, śpiwór przewietrzony, śniadanko nawet zjedzone jak nigdy
Ted spływa nieco niżej żeby nagrać nas jak z Adamem płyniemy.
Zaczyna padać choć z rana nic tego nie zapowiadało, było nawet słoneczko.
Zakładam kurtkę przeciwdeszczową, włażę do kajaka i zakładam fartuch.
No - teraz spoko, mogę czekać nawet w deszczu.
Opieram się wygodnie o leżący w wodzie pień drzewa i spokojnie czekam sobie na Adam przyglądając się rozbryzgom kropel deszczu na wodzie.
Słyszę specyficzny odgłos pchanej wody - zza zakrętu wyłania się Adam w swoim ulubionym kajaku dmuchanym z którym się właściwie nie rozstaje i na wszystkie spływy z nim jeździ.
Witamy się i razem płyniemy w kierunku operatora ukrytej kamery wrzeszczącego na nas - wiosłować bo kiepsko na filmie wyjdziecie - cieniasy
Deszcz zaraz mija i już przy całkiem ładnej pogodzie płyniemy dalej. Ten odcinek rzeki jest mniej uczęszczany więc i nikogo specjalnie wyprzedzać nie trzeba choć całkiem pusto nie jest.
Jednak nie tylko my wpadliśmy na pomysł żeby na Wdzie spędzić kilka dni w kajaku
Ostatecznie lądujemy na wysokiej urwistej skarpie z przepięknym widokiem na zakole rzeki jakieś dwa - trzy kilometry za szosą na miejscowość Szlaga-Młyn.
Przy szosie był kemping ale z uwagi na to że sporo luda tam stacjonowało ochoczo go minęliśmy.
To była ze wszech miar słuszna decyzja bo nie dość że tamto miejsce do naszego się nie umywało to nawet z odległości tych dwóch kilometrów słychać było jak darli ryje.
Bym normalnie łby poucinał maczetą gdybym był na miejscu, ale na szczęście pozostanę wolny i nie pójdę siedzieć za wielokrotne morderstwo, choć z drugiej strony każdy sąd powinien mnie uniewinnić bo to byłoby w afekcie, białej gorączce, szale, czy jak tam zwał
Przy obiado-kolacji ustalamy że startujemy najpóźniej o 6 żeby tych gamoni nie trzeba było znów wyprzedzać - więc maczetę mogę spokojnie schować do luku.
Adam stawia największe opory ale wspólnie z Tedem Go przekonujemy co do słuszności decyzji
Adam - ale ja Cię jednak rozumiem - sam lubię sobie pospać.
Jednak mus to mus
I znów kolejny dzień wstawania nocą - tym razem jednak w powiększonym składzie, więc nie tylko ja miałem przerąbane
Płyniemy.
mijamy rezerwat Krzywe Koło, choć od strony wody na pierwszy rzut oka niczym szczególnym od innych miejsc się nie rożni.
Dopływamy do Błędna gdzie pierwszy raz na Wdę startowałem.
Tam robimy sobie przerwę śniadaniową choć na brzegu stoi kilka przyczep z kajakami.
Podczas śniadania rozmawiamy z gościem z wypożyczalni, i zostajemy ostrzeżeni ze niedługo mają tu dojechać autokary i w sumie wypuszczają na wodę 700 kajaków.
Kończymy żarcie i spadamy - byle przed nimi bo się potem nie przebijemy.
Mijamy kolejne miejsca gdzie już i widzimy albo rozstawione przyczepy czekające na swoich najemców albo juz podjeżdżające autokary z tak zwanymi "weekendowymi wodniakami "
Mijamy po drodze barek z ponoć pyszną rybą z frytkami ale widmo goniącej nas nieprzebytej ściany z kajaków przez którą trzeba by się przerąbywać jak przez amazońską dżunglę studzi apetyt na fastfooda albo może fastrivera
Dopływamy do ruin mostu i tam robimy sobie krótką przerwę jedzeniową i nagraniową
Mijamy Piekło ( ale co piekło i kogo ??? ) i wpływamy na rozlewisko przed Tleniem.
Dopływamy do Tlenia i przed mostem na lewym brzegu żegnamy się z Adamem.
Adam wraca do domu. My z Tedziem decydujemy się jednak jakiegoś kupnego żarcia pojeść i lądujemy kilkaset metrów dalej na prawym brzegu już na początku zalewu Żurskiego.
Ted zamawia zachowawczo kiełbę z grilla a ja mam dylemat - kluseczki z kapustą czy kiszka ziemniaczana.
W końcu wygrywa kiszka ziemniaczana i mały kufelek zimnego piwa.
Było pyszne i szybko jakoś się skończyła ta kiszka.
Wbijamy się z powrotem do kajaków i płyniemy na spotkanie Ewy i Janusza - czyli na kemping na końcu zalewu Żurskiego tuż przy wejściu do kanału prowadzącego do przenioski przy elektrowni
Mijamy częściowo zwalony most i dopływamy w końcu do mety gdzie z daleka machają nam na powitanie Ewa z Januszem.
Luda tu dostatek bo mnóstwo kajaków - jakiś wyścig kajakarski był po zalewie gdzie Ewa z Januszem zdobyli nawet 2 miejsce
Ewcia nam pokazuje miejsca do rozłożenia namiotów których broniła przed chętnymi własną piersią
No i w końcu żarełko - a trzeba Wam wiedzieć że zamówiliśmy u naszych wspaniałych gospodarzy świeżo wędzonego pstrąga który o dziwo mi bardzo smakował, choć za rybami niespecjalnie przepadam i zwiedzanie oraz poznawanie ludzi.
Oglądamy sobie zabawy kajakarzy - takie coś warto kiedyś u nas zastosować
Zabawa polega generalnie na dopłynięciu do mety co wcale nie jest takie oczywiste zważywszy na to co oni tam na tej wodzie z kajakami wydziwiali. - Było kupę śmiechu i bicia braw.
I tak oto zakończyła sie nasz przygoda z rzeką Wdą w tym roku.
Pozostał nam jeszcze 34 kilometrowy odcinek do Świecia ale pierwsze dwa kilometry to zamknięty dla ruchu kanał, następna przeszkoda to elektrownia Gródek gdzie czeka nas kolejna dłuuuuuuuuuga przenioska jak nam na miejscu uświadomiono.
No i coś tam jeszcze po drodze miało być.
Stwierdziliśmy że może innym razem jak będzie większa woda to popłyniemy ten odcinek a tymczasem zbieramy manele , pakujemy sie i spadamy na morze.
Z rana po śniadanku żegnamy się z Ewą i Januszem i życząc sobie szybkiego spotkania wskakujemy do samochodu i ruszamy do Świecia obejrzeć kolejny zamek, a raczej jego ruiny.
Zamek jest położony tuż przy samej Wdzie i o braku wody na tym odcinku meldował nam nawet Adam wracający przez Świecie do domu
A tak wygląda Wda pod zamkiem
No i kolejny zamek do zwiedzania.
Tym razem zdecydowanie najsłabszy z tych co mieliśmy okazję obejrzeć
Tak na prawdę to zasługuje na uwagę tylko wieża zamkowa na którą warto się wdrapać żeby zobaczyć widok na rzekę Wdę która przepływa u stóp zamku i na rzekę Wisłę do której Wda wpada bodajże 1,5 km dalej. Dla tego widoku warto było wydać te 5 zł i wdrapać się na wieżę
I to by było moi kochani chyba na dziś wszystko.
W końcu jest już po pierwszej więc trzeba pospać
Jutro dopiszę resztę naszych przygód co prawda już nadmorskich ale jednak zaliczanych do tejże wspaniałej wycieczki bo długi weekend dla nas jeszcze się nie skończył
Dzięki Adam i Tedziu za wspaniałe towarzystwo na wodzie .
Ewci i Januszowi olbrzymie podziękowania za pomoc i towarzystwo
No i do następnego
A dla chętnych - o ile będzie działało
Świecie
https://photos.google.com/album/AF1QipOsz34eQ2GV4MwoM1S6E2k_0NI2uuhLohe5-54xKwidzyn
https://photos.google.com/album/AF1QipOj0iG-_sWKV-TSlHOhNpjCl8Z7NH-wv0HFm2nTRadzyń
https://photos.google.com/album/AF1QipOKYuKb3pMNxEkfLtjMO0UofIAJF2ELIpaiQ9yVWda i morze
https://photos.google.com/album/AF1QipNlUVsyjCb4RARLnzZGvSfd3MooPYU0cYC4XWql